niedziela, 25 czerwca 2017

Nie teraz.

To jak?
Jaka jest Wasza decyzja? Każda minuta przedłużała się w nieskończoność. A tak na prawdę to chyba już pogodziłam się, że może faktycznie mam zły okres. Żaden z podsuwanych mi tematów rano na biurko nie był wart aż tyle, by rzucić wszystko i organizować "chwilę" rozmowy z kolejną gwiazdą materiału. Może po prostu zmieniły się nasze oczekiwania. Mieliśmy trochę mniej czasu na to, by przedyskutować "naszą działalność" w barze po pracy. Wiedzieliśmy, że nie można się poddać w takiej chwili. Przed nami prestiżowy konkurs, wybrany temat. Tylko czy my chcieliśmy bardziej oczarować czytelnika, szefa a może jeszcze coś innego.
Poranki w redakcji, często zabawne, ale spotkania przy windzie... W tym momencie byłoby lepiej żeby każdy z nas jednak znalazł się w swoim pokoju z nosem przed monitorem.
Dobrnęliśmy z jednym tematem na konkurs, więc całkiem nie jest źle.
Ja jeszcze wierzę, że może coś z tego być, jeśli inni mają inne zdanie, to trudno.
Dla  mnie ważniejsza jest motywacja. Tylko na jak długo...

poniedziałek, 12 września 2016

Zacznijmy jeszcze raz

Urlop rozpoczęłam w tamtym tygodniu. Chcąc nie chcąc,poczułam się nieprzydatna.
Kilka godzin w pracy, spotkanie z szefem, który ma specyficzne podejście humoru. Lubię go, dał mi szansę się rozwinąć w tej redakcji. Zaczynając tam praktyki nie myślałam, że tam właśnie spędzę dwa najbliższe lata. Ale czy żałuję, że wybrałam to miejsce. Nie, wtedy to była jedyna możliwość zarobienia jakichś pieniędzy. Nowa praca, nowe wyzwanie i przeprowadzka. Tego potrzebowałam. Pierwsze miesiące były trudne. Dostawałam nowe wyzwania, ale czy to naprawdę były wyzwania. Właściwie myślę, że to raczej próba wejścia w nowe środowisko, bardziej zwarte niż w poprzedniej pracy. Kilka dni minęło, a ja stałam się bardziej otwarta na to, co nowe.
Pierwsze dni w nowym miejscu uświadomiły mi, że nie zawsze liczy się pierwsze mocne wejście. To co potem się dzieje jest ważniejsze, bo pozwala ocenić, czy dasz radę przeżyć z osobami, z którymi masz współpracować kilka godzin, nie dając się zbić z tropu.  

Szczególnie wspominam Bena (załapałam się na miesiąc współpracy z nim), który po stażu zrezygnował z dalszej ścieżki kariery w redakcji. Wrzucił mnie na głęboką wodę, patrząc na moje pierwsze kroki. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak szybko odpuścił. 
Później dowiedziałam się, że kupił kawalerkę niedaleko mojego bloku. Ucieszyłam się, że czasem po pracy będzie okazja wpaść i porozmawiać o dawnych czasach. Albo po prostu napić się i porozmawiać o wszystkim i o niczym. Nazajutrz odebrałam telefon od niego. Okazało się, że całkowicie zmienia tory swojego życia. Powiedział mi, że zdecydował się rozpocząć kolejną podróż w nieznane, a kierunek jaki sobie obrał to Anglia. Oczywiście nie tak od razu. Formalności, domknięcie kilku spraw zajmie mu jakieś dwa miesiące.
Byłam w szoku, ale jednocześnie nie dałam tego mu odczuć w swoim głosie. Spotkaliśmy się następnego dnia przy winie. Zapytałam, skąd taka nagła zmiana planów. Tak naprawdę stwierdził, że nie taka nagła. Odkąd zaczął pracować w naszej redakcji nosił się z zamiarem wyjazdu. Jeszcze jak pracowaliśmy razem wydawało mi się, że jest wszystko w porządku. Nie skarżył się na nadmiar obowiązków, znudzenie.
Nikt w pracy nie wiedział zbyt wiele o nim. Okazje takie jak spotkania po pracy czy wieczorem w kawiarniach opierały się głównie na sprawach zawodowych. Dopiero dzisiaj był w stanie wyjawić mi, jaki jest prawdziwy powód wyjazdu. Jestem mu za to wdzięczna. Jak na razie, to jedyna osoba wśród kolegów z pracy, która zaczęła „oddychać” pełną piersią, nie udając kogoś kim nie jest.
Wracając z tego spotkania, zastanawiałam się, dlaczego tak naprawdę jestem przywiązana do tego miejsca pracy. Nie tylko do tego, ale też do miejsc,gdzie delektuję się filiżanką kawy, chodzę na spacery czy biegać, gdy mam wolny dzień. Co mnie tak ogranicza, że nie próbuje nowych rzeczy?
Myślę, że koniec tego dnia pozostanie z myślą, że nie można ciągle powielać tych samych schematów. Dlatego postanowiłam dostarczać sobie nowych wrażeń każdego dnia.

Może lepiej czasem nie myśleć, że się coś straci, tylko straci się wtedy jak się nie spróbuje.  

niedziela, 11 września 2016

Podjęcie ryzyka.

Kolekcjonuję w sobie wspomnienia, w których odcinałam się od swoich uczuć. W pracy akurat już nie udaję swojej złości ani jej nie ukrywam. Myślę, że mój męski skład teamu mnie utemperował, ukształtował silną wolę. Trochę chyba bym chciała mieć naturę mężczyzny: twardego, nieugiętego. Albo swojego szefa. Sprawy zawodowe to pole, na którym wciąż się z nim sprzeczam, ale też daje mi on do zrozumienia, że mogę dopracować swoje pomysły w domu, a w pracy robić to, co jest do zrobienia. Ostatni reportaż, który okazał się zupełną porażką, dał mi dużo do myślenia. Angażowanie młodych , zbuntowanych nastolatków w działalność non-profit nie okazuje się być takie łatwe. Misja zbawiania świata? Czy aby jest mi ona przeznaczona. Nie sądzę, wolałabym przyglądać się światu celebrytów, a przynajmniej takim ludziom, których działalność naprawdę da się zauważyć. Kulisy pracy nad rolą w serialu, kilka godzin spędzonych na próbach.  Chociaż chwilę się pośmiać z jakichś scen między aktorami. A może sama chciałabym być wcielona w rolę nieprzejednanej, upierdliwej reporterki. Jeden dzień inny niż wszystkie, co Ty na to ?
Mój szef , zamknięty w swoim umyśle. Co on robi po pracy, życie pracą wydaje się absorbujące. Czasami mam wrażenie, że żyję normalnie tylko podczas kilku dni świąt bożego narodzenia. Dopiero potem zostaje zasypany pytaniami o podwyżkę, albo jakichś ciekawy projekt.
Już wiem, że nawet gdybym spróbowała takiego chwytu, to wyłożyłby na stół kilka propozycji przeprowadzenia wywiadu. To nie oznacza, że nawał pracy mi przeszkadza. Każde zadanie realizuję z pełną świadomością, że robię coś naprawdę wyjątkowego w swoim zawodowym życiu. Odkrywam swoje emocje, rozdrażnienie, które dotyka czasem tak bardzo, że czasem sypią się niecenzuralne słowa. Dzieje się tak wtedy, kiedy mam edytować swoje teksty, wysyłam je do kolegów starszych i bardziej doświadczonych. Dla nich w tej pracy jestem kruszynką mającą kilka pomysłów naraz, a których nie da się często wcielić w ten dziennikarski świat. Ale co z tego. Przynajmniej sprawiam, że nie jest tak nudnie jak wydaje się to z pozycji obserwatora. „Dasz radę”, ile razy słyszę to hasło w momencie kiedy wychodzę z ekipą fotografów na rundkę dziennikarską. Motywacja. Udowadniam za każdym razem inną odsłonę. Wybieram stosowne zdjęcia do artykułu, wyścig z czasem by tekst trafił przed południem na biurko szefa. A wieczorem, już spokojna, tekst jest na stronie. Wyobrażam sobie minę szefa, który z pracą się nie rozstaje. Ciekawe, co tym razem mój nabytek dziennikarski mi pokaże.
Nazajutrz oczywiście godzinna rozmowa na temat tego, co by się dało ulepszyć. Jest kilka propozycji, miliony rzuconych słów. Wychodzę z jego pokoju zadowolona, że jednak umiem dyskutować o zmianach jakie mogą zajść w moim warsztacie.
Także drodzy początkujący, damy radę mimo przeciwności i reguł, które w jakichś sposób chcą nam pomóc i dyktują  co możesz i to, czego nie możesz. Dajmy tylko sobie szansę płynąć pod prąd.

sobota, 10 września 2016

Koniec i początek

Spokojnie zamykam ten tydzień. Zamykam się też w swoim domu. Może jedynie małe zakupy delikatesach wyrwą mnie z takiego spoczynku. Ale nie tak, że nie chcę zaczynać czegoś nowego. Daję sobie czas, by móc zastanowić się czego chcę na tym etapie. W pracy wpadłam w rutynę, uwielbiam przerwy , choć i wtedy ludzie rozmawiają o pracy. Ważne są wyniki, ale czy te 8 godzin a często dłużej nie daje nam nic więcej prócz zadowolenia z wypracowania jakiegoś rozwiązania problemu?  Może warto jednak poznać kogoś z innego działu? Spróbować zagadać jego pomysły na kolejne zabłyśnięcie przed szefem, wysunąć kilka propozycji spędzenia weekendu. Może wtedy poczuję się nie tylko pracownikiem ale też człowiekiem. A może nie można mieć wszystkiego w pracy, i kumpla do wypicia kubka kawy. Nawet w toalecie nie czuję się bezpiecznie. Spojrzenia, czy sztuczne uśmiechy. Od  razu stajesz się figurką na półce. A w środku krucha jak porcelana. Dzięki takiej pracy możesz jednak się zahartować i wychodząc z niej nie boisz się tak spotkania z rzeczywistością , która nie rzadko płata Ci figle. Szybkim pędem na autobus, czy może wybrać podwiezienie przez nowego kolegę. Zaprosić na kawę do siebie , by miło spędzić kilka godzin tylko dlatego , że nie chcę być sama w czterech ścianach czy chcę mieć kogoś na wyłączność w pracy. Spotkanie z odmową, trudno. Szanuję. Zmęczenie po pracy w takim razie zrekompensuję sobie godzinną kąpielą. Zbyt spokojnie, wieczorny telefon sprawił, że już wiem gdzie mogłabym wykorzystać swój czas efektywnie. Kolega, z którym nawiązałam nić porozumienia zaproponował wspólne wyjście na siłownię. A ja pytam: czemu nie?
Nie chcę potem narzekać w przymierzalni , że tu i ówdzie mam kilka kilogramów za dużo , albo mam nogi jak galarety. Zgodziłam się i godzinę później w składzie pięciu osób spotkaliśmy się przed klubem. Godzinny wycisk , kawa z automatu i myślisz , że jednak Ci ludzie nie są tacy ograniczeni pracą. A tymczasem do zobaczenia w następnym odcinku J

Rzucam wyzwanie: puzzle.

Rozrzucasz puzzle, siadasz i masz wrażenie, że tylko kilka elementów na tym etapie początkowym w którym jesteś pasuje do siebie. Mijają godziny, zastanawiasz się, czy tak naprawdę dobrniesz do końca. Znużenie, ciekawość i koniec. Nie masz czasu, biegniesz dalej do swoich spraw codziennych. Kilka spotkań, konferencja, umówione spotkanie ze znajomą po pracy, zakupy w pobliskim sklepie. Tak dużo a tak mało by mieć chwilę pomyśleć, czy tak ma wyglądać świat, w którym żyję. Nie mam czasu przynajmniej by się rozdrabniać z uczuciami. Żyję tym co się dzieje tu i teraz. Każda czynność wymaga maksymalnej uwagi, więc uczucia zostawiam sobie na wieczór, kiedy piję kubek gorącej herbaty w fotelu z nogami do góry. Ten moment jest tym kiedy dokonuję bilansu całego dnia, co się wydarzyło, czego mogłam uniknąć. Choć w ciągu dnia myślę, że mam kontrolę, te wieczory są po to bym mogła oderwać swoje myśli od nawału pracy biurowej, z którą mierzę się w dzień w dzień. To nie jest tak, że nie lubię swojej pracy. Miła atmosfera, ciekawi ludzie, coś się dzieje, a wracając do domu czekają na mnie jedynie moje kwiaty od tygodnia nie podlewane. 
W tygodniu milion spraw, że aż smutno czasem w niedzielę, że tak cicho. Czasem wpadam do mojego sąsiada piętro wyżej, ale często jest tak, że wybieram złe momenty. Cóż, może to właśnie nie przypadek , że mam zostać sama w domu ze swoimi myślami. Nie jest tak źle, wpada moja szalona sąsiadka z parteru informując mnie o swoich relacjach z szefem w pracy. Znam je na pamięć, analizuję, potakuję. Ale przynajmniej ten wieczór nie jest całkiem spalony. Nikt się na mnie nie zawiódł, było miło. Kawa, ciasteczka.